jestem dzień 4 C.D
Start Constanta - Rumunia
Koniec Varna (nie Verona)- Bułgaria.
akcja dzieje się po stronie Varny jakby bardziej...
Były pogłoski, że nie żyjemy, ze zaciukali nas w Istambule. My nic o tym nie wiemy, że tu zabijają, ale na Was zawsze można liczyć
.
taaa... próbowali niby zabić w inny sposób, ale nie z nami takie
, ale kolejno...
Nie odzywałem się tutaj, ale do domu tez nie to i ciśnienie gdzieniegdzie rosło- dzieci tylko tęsknią, żona pochowała i zapomniała
.
Z Konstancji w Rumuni pojechaliśmy następnego dnia rankiem do Warny w Bułgarii.
Powiem szczerze bardziej nam się tam podobało w Bułgarii, już czuć bardziej "ciepło" i klimat dołu Europy.
Wylądowaliśmy w miłym hostelu i ruszyliśmy na zwiedzanie (zabytki, muzeum marynarki, ble ble ble , takie tam), kolacyjka w miłej restauracyjce, przejście plażą z piwkiem.
Ale co najważniejsze...
Nie mogliśmy się pogodzić ze stratą navi !
. Drogo kupiona lutownica coś tam popracowała.... za mało widocznie....
brak cyny i kalafoni.... Jest niedziela... Skąd to wziąć.... nie kupimy chociaż próbujemy ale lud tu ciemny elektronicznie, przynajmniej ten napotkany w serwisie RTV...
Cyna...- w hostelu był telewizor - chwila moment i telewizor leżał na łóżku nagi a my ściagaliśmy z niego sok cynowy
. Po tej operacji TV dalej działa... nawet lepiej
Kalafonia...- idziemy do parku, szukamy drzew iglastych- znalezione, oskrobane
- kieszenie i papierki pełne towaru
.
Noc- jak zwykle przed taką operacją trzeba się znieczulić, co tez robimy- dzisiaj to ja głównym elektronikiem
. Naprzód... Niestety cyna z TV nie lubi się z żywicą z drzewa !- UCIEKAJA OD SIEBIE
. Ale, ale... , w polopirynie jest kwas !
. Sukces !. Pociapana polopiryna i cyna z TV się kochają (ależ one się kochają... ta lawa uniesienia, to kulką będę to sie rozleje na tobie druciku..., eeee... o czym ta ja...) + znaleziona usterka w navi to juz dość szybko do sukcesu
. Wszystkie navi działają !, Oczywiście po alkoholu pozamienialiśmy się navi bo takie same i teraz każdy ma inną i z pewnych przyczyn zamienić z powrotem się nie da....
)).
... palona polopiryna strasznie dymi i w oczy szczypie , ale zatoki przeczyszcza czyli mam inhalację...
koło w górę- cała naprzód
Adam i jego pasja co do hotelowych TV
ruscy tu byli i dali prezent... Raz jest to nieślubne dziecko innym razem kula w łeb a tym razem coś pięknego zostawili aircrafta...
tu się komus piepszneła rakieta ze statkiem...
. I juz kocham ten kraj...
to ja i Andrzej- tak wyglądamy, gdy się nie kłócimy
Andrzej kocha wszystkie zwierzęta bo są naszymi przyjaciółmi- pamietajmy o tym...!
ale to owoc morza a owoce najwięcej witamin mają jak się je schrupie na surowo
.
"a ja bym tu pierdol*ą pomnik Chopina i Twojej SVałki Rafał" mówi Adam do mnie...
Andrzej zawsze chce być najlepszy to i ćwiczy dużo...
Andrzej !. Korpus blizej moto !. No jak ręce trzymasz ! i gdzie Ty patrzysz ???. Patrz gdzie chcesz jechać !
.
Następny dzień...
dzień 5Start Varna - Bułgaria.
Koniec Istambuł- Turcja
Niestety wstajemy rano przed 6... uuuu- nieźle...
Dlaczego...?
Adam nas opuszcza - został nominowany za pierwszy dzień lutowania
. Gra jest ostra...
Niestety musi wracać do kraju. Ma do zrobienia prawie 2 tys km w 2 dni na Deauvillu... Nie zazdrościmy mu... , ale ma nową navi to niech nie narzeka
Już 2 dni mineły i mamy info, że jest w domu cały i zdrowy... "Trochę" mu padało... Podobno u Was tam i w cześci Europy jakieś problemy z wodą...?. Adam podobno cały czas grzał na maxa i coś dostał od policji.... Niestety tak to wychodzi jak się odchodzi od stada
.
pożegnanie z Adamem
A co my z Andrzejem robimy po Warna/Bułgaria....
Czas jechać do Turcji do Istambułu...
Powiem było mega SUPER. Sorry Adam, że to piszę ale byś piał ze szczęścia...
. Za miastem Burgas rozpoczęły się równe jak stół serpentyny po horyzont wijące się w zieleni, skalach.
Mniam... te zapachy... to ciepło (ok 25 stopni ... w sam raz).
Dajemy w palnik...
Wpadamy na przejście Bułgaria/Turcja. Czeszą nas, ale cos kasy nie chca za wizę. Andrzej pyta mnie czy pytamy o wizę czy jedziemy...
Jedziemy !!!W palnik i na jednym kole wypad
. I tu Errror bo myślałem, że to była już granica Turecka a to była dopiero Bułgarska także z impetem dolatam do policji Tureckiej. Jest spoko...
Wszystko się podoba i każdemu
.
6 okienek odwiedzamy, jedno 2 razy- 20 minut formalności, trochę się motamy motorami jezdźac w kółko miedzy przejściami
, ale wszyscy to maja w dupie ... to i my wszystko mamy w dupie i już dalej to już tak naprawdę na ostro z Turkami jedziemy
. Na przejściu zostawiamy po 15 E... a niech sobie kupia po nowym karabinie do tłumienia tłumu na placach...
Do Istambułu część drogi wytyczyłem poza autostradami (strzał w 10) a ostatnie 60 km po autostradach.
Poza autostradami to puste przestrzenie i fajne drogi... Zapitalamy. Zapoznajemy lokalesów. Andrzej mnie pogania coby z nimi się już tak nie kumplować
. Mój nowy turecki kumpel na odchodne z tureckiego na angielski pisze mi w smartfonie : "I give up my friends..."
. W niewole go nie biorę, mam Andrzeja do zniewalania
.
Autostrada- płatna ! (to źle...), ale my ze wsi + prędkośc na bramce i nie ma czasu się zatrzymać czy coś tam...- tanie (za darmo) i przyjemnie. W sumie nie polecam bo ten kij przy czerwonym swietle może jednak czasami opaść to wtedy mozna głowę postradać
. Generalnie jak z Andrzejem jadąc wzruszamy ramionami do siebie znaczy, ze trzeba dodać gazu i zamknąć oczy i wszystko się wtedy uda- narazie to działa...
. A jak działa nie należy tego psuć...
Na autostradzie jest koszmarnie- korek 50 km ! i naprawdę ostra jazda... Najwolniejsze cieżarówki lecą po 130/h !, szok. Andrzeja prawie potrąca dostawczak, nie daje rady wyhamować- widzę to w lusterku i uciekam pod koła na inny pas. Dostawczak mu przejeżdza po stopie, albo sam sobie motorem przejechał (to moja wersja
).
Widzimy kolejny straszny wypadek. Ciężarówka rozwala dostawczaka (innemu się należało , ale ten chyba nie zawinił...). Ciagnik siodłowy nie znaleziony..., dostawczaka to tak głęboką siłą wyobraźni poznaję... a naczepa cała !, tylko leży na boku...
W hostelu jesteśmy o 16.. .spoko, kupa czasu. Szybko znalazłem jakieś fajne lokum hostelowe zaraz przy Hodze (taka światynia...) czyli w centrum "starego miasta"...
Zwiedzamy- zalecieliśmy piechtą we wszystkie najważniejsze miejsca (meczety, kościoły, 2 bazary, most, kolacja nad cieśnina Bosfor).
Przypomniało mi się coś... Już będac na "starym miescie" w czasie dojazdu gotowała nam się krew od tego co się dzieje na drodze. Przestaliśmy zwracać uwagę na jakiekolwiek znaki czy to po czym jedziemy i tak motorem przejechaliśmy przez Wieliki Bazar rozgarniając ludzi i ich towar, czy lataliśmy za tramwajem na zamkniętych torowiskach (policja kazała jechać za tramwajem
). Koszmar... Navi zgłupiała... Potem śmialiśmy się jak już na piechotę chodziliśmy i poznaliśmy teren co wyrabialiśmy na moto za dnia i jak krążylismy w kółko... niepotrzebnie
.
Dystans Warna - Istambuł 520 km..
Istambuł to gigant tętniący rzeką ludzi, towarów, zgiełku, zapachu i historii. Warto to zobaczyć. Budowle bywają monumentalne.
Schodziliśmy się jak cholera i po powrocie wypiliśmy 1 piwo na spółę i padliśmy spać nieprzytomni w pokoju z gratami porozrzucanymi wszędzie...
Rano, czyli dziś śniadanie w restauracyjce w hostelu i na koń. Zabieram po cichu jedną marmoladkę w kieszeń... ciii
. Wyjazd koło 8 rano, znowu trochę walki z wyjazdem z miasta.
weszliśmy do pokoju w hostelu tureckim - jakoś nieswojo...
5 minut później oswajamy obszar podbity
zaraz tam bedziemy robic ład i porządek
tubylec wchodzi mi na kolizyjną... akurat teraz musiał chodnikiem ????
.
muszkieterów było 3... Adam pojechał to chytamy trzeciego ... Kara Fatmę
dzień 6start Istambuł Turcja
koniec kemping Kavala- Grecja
Lecimy do Grecji na kemping w miejscowości Kavala skąd teraz piszę pogięty w 8 siedząc gdzieś na schodach i nie widząc klawiatury bo ciemno
.
Znowu ciepło... - jakiś 25 stopni. Drogi super, autostrady i szybkie trasy. Jakieś 460 km przejechane. Jak zwykle zakrety
Więszośc jazdy nad brzegiem morza Śródziemnego, cudnie. W sumie to siedziałem na moto bokiem bo ciągle lukałem
. Góry, zatoki, wyspy....
Granica turecko Grecko- pięcztki , ble ble i na wyjeździe autostrada wielopasmowa i 0 pojazdów, hmmm...
Głupawka się rodzi. Kamery w ruch. Latamy w koło po autostradzie w tą i nazad a ja ćwiczę podnoszenie koła i stoppie
. Andrzej tez coś ćwiczy, ale nazwy nie podał - tak czy siak łańcuchy już niby podciągnięte i moto zaserwisowane po zabawach i nikt nie leżał !
.
dyla z Turcji z nowym przyjacielem...
wyjazd z Turcji na granicy z Grecją.
gdy na autostradzie coś idzie nie tak jeśli chodzi o Twój kaski i oczy...
Okazał się po przyjeździe, że kemping leży w pięknej zatoczce w dużym mieście. Plaza piaszczysta- mamy 20 merów do niej od namiotu (udało nam się rozstawić... mamy fajna sąsiadkę, pomocną
). Obiad w restauracji- uwaga... jest drogo niestety
. Wizyta w supermarkecie po piwo, wypoczynek na plaży. Latamy po miescie na 1 moto- jak geje
. Ja prowadzę a Andrzej omiata wszystko i wszystkich kamerą.
Teraz Andrzej już od godziny śpi w namiocie, a ja nie wiem jak trafić do Niego... znaczy nie do Andrzeja tylko do namiotu
)). Jutro Saloniki i jazda do Macedonii do Skopie...
Pa !
.
Ale mi dupa zdrętwiala od tych schodów...
Ej Ty sasiadka chodź masować Polaka !!!
. A pokazać Ci Kara Fatmę ( o tym później...
)
15 minut później....
Mam już nowego kolegę Włocha- stary jak węgiel - ma z 80 lat ale miły... Tylko mili kurfa zawsze czegoś chcą
- przylazł czy bym mu nie "naprawił laptopa" - "naprawiam" i po sprawie- zaprasza mnie do swojego kampera ... isc czy nie ?....
Ooocho bateria mi się kończy... zobaczymy co dziadek chce mi pokazać... ma ładny płaszcz...
Po co mu ten płaszcz - tu ciepło jest... chyba pójdę ...
przed...
po...
czas spaceru
widoczek z okienka namiotu
ach jak pięknie ...
następny dzień
dzień 6Start Grecja kemping
koniec Skopie- Macedonia
wstaliśmy, ja o 6 a Andrzej wyciagniety za nogi z namiotu o 7...
Slonce za chmurami ok 20 stopni. Odpalony palnik turystyczny pierwszy raz- gotujemy
.
Nasze obozowisko rozprzestrzenia się szeroko
.
Po snie nic mnie nigdzie nie piecze... znaczy chyba u Pana w płaszczu nie byłem...
Nawala cos nie cały czas w klacie i non stop stan podgorączkowy... aby nie zapalenie pluc...
Morze ostro szumi. Cisza, spokój... No nic ... czas pakowania i w drogę !.
rankiem walka o ogień...
umiemy się zagospodarować...
Chiny nas żywią...
4) Andrzej i jego fumfel na spacerze. Grecja-kemping https://docs.google.com/file/d/0B1ivSyg_yWDreXBzLWZFSzd4LXM/edit?usp=sharing